Są takie miejsca, które aż proszą się o zdjęcie. Rzekł bym, że mają bardzo fotogeniczną naturę i powodują, że pojawia się pewien wewnętrzny przymus ich uwiecznienia. Potem uświadamiamy sobie, że prawdopodobnie nie jesteśmy ani pierwszymi, ani ostatnimi z pośród tych, co dali się oczarować formie, barwie czy też grze świateł. Czasem, jak w przypadku Brettos, jest to celowo zastawiona pułapka, rodzaj lepu na fotografów, którzy wiedzę o istnieniu tego baru zaniosą w świat, fundując tym samym darmową reklamę właścicielom. Ja też dałem się podpuścić, mimo, że staram się w miarę możliwości szukać tematów na mniej uczęszczanych szlakach.