Kioto. Stacja kolejowa. Chociaż stacja to mało powiedziane. Znajduje się tutaj też piętnasto-piętrowe centrum handlowe, kino, hotel, a wszystko to zamknięte pod imponujących rozmiarów (70 metrów na wysokość) kratownicowym, przeszklonym dachem. W sumie blisko dwieście czterdzieści tysięcy metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. Krzyżuje się w tym miejscu sześć linii czterech różnych operatorów kolejowych. Tory od 11 do 14 obsługują linię Tokaido Shinkansen po dwa w kierunku Tokio i dwa Osaki. Patrząc z perspektywy kraju, w którym pomiędzy stolicą i większymi miastami kursuje, dosłownie, kilka pociągów na krzyż takie rozwiązanie wydaje się dziwne. Jednak gdy zwrócimy uwagę na fakt, że przeciętnie w ciągu godziny tą stację opuszcza po sześć składów – Kodama, Hikari i Nozomi – w każdym z kierunków to całkiem rozsądne jest dublowanie torów. Dodatkowo pasażerów nie brakuje mimo stosunkowo wysokich cen biletów. Co więcej, przeważająca część z nich wybiera najdroższą, ale jednocześnie najszybszą opcję – Nozomi. Miało być jednak o stacji, o pociągach napiszę w przyszłości. Cóż mogę więcej powiedzieć? Jest czysto, czytelnie i uprzejmie. Informacja działa, a obsługa w kasach rozumie po angielsku. Mimo dużej liczby ludzi przewijających się przez hale i perony nikt się nie pcha. Ekstremalni, szukający mocnych wrażeń turyści powiedzą, że nuda, ale to całkiem przyjemna forma nudy.