Piętnastego dnia każdego miesiąca w Kyoto w świątyni Chionji odbywa się targ rękodzieła. Zdarza się, że bierze w nim udział nawet do 350 wystawców. Ponieważ byliśmy w pobliżu postanowiliśmy przy okazji tam zerknąć. Skończyło się na tym, że prawie spóźniliśmy się na obchody prawdopodobnie najważniejszego święta w Kyoto.
Pierwsze wspomnienia o protoplaście Aoi Matsuri znaleźć można już w powstałych około 720 roku Kronikach Japońskich (Nihongi lub Nihon-shoki) w kontekście cesarza Kinmei władającego Krajem Kwitnącej Wiśni w okolicach połowy szóstego wieku. Ostatecznie forma i termin festiwalu określona zostały w wieku dziewiątym. W wieloetapowym przemarszu, w którego przerwach odbywają się uroczystości zamknięte dla publiczności.
Całość korowodu składającego się z około sześciuset osób, towarzyszących Saio-Dai, która pierwotnie była dziewczyna z blisko spokrewniona z cesarzem, a współcześnie wybrana niezamężna mieszkanka Kyoto oraz cesarskiemu posłańcowi, wyrusza z Pałacu Cesarskiego. Następnie udają się do świątyni Shimogamo gdzie znajdują się loże honorowe, z których oficjele i osoby z nadmiarem gotówki mogą podziwiać przemarsz. Ostatnia część trasy prowadzi do świątyni Kamigamo.
Jeżeli nie macie zamiaru wydać czterech tysięcy jenów, czyli około 130 złotych, za miejsce siedzące na osobę to nie ma sprawy. Ponieważ trasa prowadzi ulicami miasta uczestników możecie podziwiać w wielu miejscach całkowicie za darmo i to, prawdopodobnie, z mniejszej odległości. Mimo dużej liczby widzów stosunkowo łatwo jest znaleźć dobrą pozycję do obserwacji. Bez przepychanek, szturchania. Ba! Jak jesteście gaijinem to jeszcze łatwiej. Jak jesteś gaijinem z aparatem staje się to trywialne. Jak jesteś gaijinem z aparatem i rodziną z dziećmi to wręcz Japończycy nalegają, żebyś zajął miejsce w pierwszym rzędzie.
Sam korowód jest wyjątkowo barwny, różnorodność strojów i oprawy oszałamia. Niesione artefakty, palankiny, wozy ciągnięte przez byki (sztuk cztery), trzydziestu sześciu jeźdźców olśniewa. Całość w całkowitej ciszy. Przyszli i poszli. Pozostał niedosyt. Nie było muzyki. Nie było tańców kagura. Nic. Przeczytałem kiedyś, że Aoi Matsuri walczy o palmę pierwszeństwa z Gion Matsuri i Jiday Matsuri w kilku kategoriach. Bezapelacyjnie wygrywa w jednej. Jest najnudniejszy. Może i tak jest, nie zmienia to faktu, że będąc w Kyoto piętnastego maja zobaczyć go wypada. Przynajmniej raz.
Potem były lody o smaku czerwonej fasoli. I to było coś naprawdę wyjątkowego.