Dziś jest okrągła, 70 rocznica urodzin Johna Lennona. Za chwilę, też okrągła, rocznica śmierci. O nim i jego wpływie na współczesną muzykę nie będę pisał, bo napisano już wiele. Datę tą potraktowałem jako pretekst do napisania recenzji, do której zabierałem się od dawna. Zapytacie dlaczego? Ponieważ ten film zaczyna się następującymi słowami: „Urodziła się 8 grudnia 1980 roku o 20:50. Dokładnie o tej porze John Doe* zabił Johna Lenona. Dla mnie jednakże to tylko zbieg okoliczności. Wszystko o co dbam, to fakt, że się urodziła w tej dokładnie chwili. Nazywa się Lily Chou Chou. Geniusz. Czy raczej geneza. Personifikacja eteru.”
Jest to pozycja w kinie wybitna. Pozornie skupiona na zjawisku nastoletnich fanów, faktycznie opowiada o często bezsensownej przemocy, problemach z przystosowaniem się do społeczeństwa, życiu na prowincji ze świadomością braku perspektyw. O ofierze i jej kacie i tym, że są sytuacje gdy można być jednocześnie jednym i drugim. W filmie Iwai granica między dobrem i złem jest umowna, wręcz rozmyta. Bohaterowie opowieści są zagubieni w swych rolach, momentami ich działania są wynikiem przyjętej maski, momentami chęcią podporządkowania sobie słabszych. Ucieczką od rzeczywistości jest serwis BBS ich ulubienicy, tytułowej Lily Chou Chou, która jest raczej symbolem niż bytem z krwi i kości. To na tej stronie mogą mówić co na prawdę czują i myślą.
Film jest fascynujący z kilku jeszcze powodów. W większości produkcji tak kina polskiego jak i światowego produkcje o podobnej tematyce są szaroburo-mroczne. Świat w nich ukazany jest brudny, smutny, pesymistyczny tak w warstwie fabularnej jak i wizualnej. Shunji Iwai nie poszedł jednak prostym, przetartym szlakiem i uniknął w ten sposób popadnięcia w sztampę. Jego dzieło ukazuje, że nawet w zbrutalizowanej rzeczywistości są proste, ale piękne chwile warte zapamiętania. Dodatkowo w warstwie wizualnej jest niezwykły. Kadr po kadrze jest urzekająco plastyczny. Bardzo ważną rolę stanowi towarzysząca filmowi muzyka od klasycznej po rock, która w sposób wyjątkowy dopełnia całości.
—
* Oczywiście zabójca Johna Lennona ma inne imię, a nawet dwa, i nazwisko. Tak się jednak złożyło, że Yoko Ono poprosiła, aby skazać jego osobę na zapomnienie i nie wspominać jak się nazywał. Niniejszym wysłuchuję prośbę wdowy.