Chevy?

Belair? Chevrolet? Nie! Nowy projekt Lomography. Po kamerze filmowej nie służącej do kręcenia filmów doczekaliśmy się … właśnie czego? Raczej nie konkurenta dla Fuji GF 670. Kolejnej Holgi? Już prędzej. Mieszkowiec o wyglądzie kojarzącym się trochę z Palubelem Makiną, trochę z Polaroidem 95. Ma toto zmienny rozmiar kadru, a do dyspozycji dostępne, ale nie na raz, trzy ustawienia – 6×6, 6×9 i 6×12. Jest też wymienna optyka w liczbie szkieł dwóch o ogniskowych 58 i 90 milimetrów. Oczywiście jak na Lomo przystało ciemna ta optyka, f8, o formule nieznanej, ale można zakładać, że jak najprostszej, tryplet to maks. Producent zafundował też automatyczną ekspozycję, bo jak szaleć to szaleć. Trzeba się więc śpieszyć i koniecznie robić przedpłatę… albo kupić x-dziesiąt letniego mieszkowca, który da równie dużo, a może nawet więcej, frajdy za jedną dziesiątą ceny. Niestety poziom lansu będzie również, o to bez kozery powiem pińćset, dziesięć tysięcy, pięćdziesiąt, milion sześćset razy mniejszy…