Oto jest. Dużo jednak za ten retro wygląd (i wyeksponowany napis „Made in Japan”) trzeba wyłożyć. Dwa razy za dużo. Zweryfikujmy jednak listę życzeń z tym co Nikon przedstawił. Punkt po punkcie rozprawię się z nowym Nikonem Df, zaznaczając na zielono to co sobie życzyłem i jest, na czerwono zaś różnice w wizji mojej i inżynierów z pod znaku żółtej flagi .
- Lustrzanka z pentapryzmatem, ale bez klinów i rastra (szkoda), ale z 100% pokryciem kadru. Pryzmat niczym zasadniczo nie różniący się od tego z D610 czy D800. W F3, ponad trzydzieści lat temu, było lepiej i jaśniej. Dodatkowy plus za dołożenie możliwości użycia szkieł pre-Ai, czyli całej masy staruszków, które są całkiem jare i, w większości przypadków, mocno tanie.
- Wizjer wyświetlający podstawowe informacje. Rozsądne minimum nie rozpraszające w trakcie pracy.
- Rozmiar i waga serii FE/FM jednak dość mocno odbiega od zaprezentowanej nowości, której bliżej do rozmiaru D610 (waga 590g vs 765g, Df jest też o blisko centymetr wyższy i głębszy od analogowego pierwowzoru).
- Pokrycie korpusu gumami zamiast (eko)skórą, czyli można uznać, za gwarantowane ich odklejanie się w przyszłości.
- Wariant srebrny i czarny.
- Chwyt dla palców jak w FA.
- Matryca 16 Mpix o dużej rozpiętości i małym szumie przy wyższych ISO, ale z filtrem AA, znana z Nikona D4.
- Moduł autofokusa taki sam jak ma D610 i, w delikatnie zmienionym wariancie, D7000, czyli 39 pól napakowanych w środku kadru i działającymi wszystkimi wodotryskami typu śledzenie 3D. Totalny bezsens jak dla mnie, ale widocznie marketing zadecydował, że sprzedaż D4 byłaby zagrożona, gdyby nowy model miał Multi-CAMa 3500 FX.
- Trzy tryby pomiaru ekspozycji w tym matrycowy.
- Zamiast dźwigni naciągu jest kółko, czyli jak w każdej innej cyfrowej lustrzance Nikona. Skoro tak, to konsekwentnie mogli zostawić pełnowymiarowe kółko też z przodu, bo to co jest to jakieś totalnie nieergonomiczne dziwactwo (swego czasu przećwiczył to rozwiązanie Contax w modelach G1 i G2).
- Migawka tylko do 1/4000 sekundy, ale za to z trybem T i X, których i tak prawie nikt nie będzie używał.
- Programy P, S, A i M.
- MLU i podgląd głębi ostrości w wyższych modelach to oczywiście standard. Dodano jeszcze tryb cichy, który, przynajmniej w D7000, jest naprawdę udany.
Czy jest to czysta fotografia (Pure Photography)? Jasne. Taka sama jak miała miejsce we wszystkich Nikonach do premiery D90 – nie ma trybu wideo.
Werdykt? Jak dla mnie skucha. Wolałbym oszczędzić tysiąc dolarów kupując Nikona D610, albo jeszcze lepiej nowego D700 (tak wiem, już się nie da). Oczywiście wiąże się z tym mniejszy wow-factor, brak fajnych gałek i dodatkowych punktów do lansu, ale za to na ponadprogramowe szkła starczy.
Nie wykluczam jednak, że może się tak zdarzyć, że za lat parę w chwili słabości nabędę używany egzemplarz Df w dobrym stanie za bardziej rozsądne pieniądze.
—
*) Delikatna parafraza, oryginalna rymowanka tyczyła się mającego miejsce 5 listopada 1605 roku Spisku Prochowego zorganizowanego przez Guya Fawkesa i mającego za cel wysadzenie brytyjskiego parlamentu.