Z dzisiejszym wpisem jest pewien problem. Zasadniczo nie jestem pewien czy powinien być potraktowany jako kolejna pocztówka, czy może raczej należałoby uczynić go niezależną treścią. Ponieważ postanowiłem wpis zilustrować zdjęciem pochodzącym prosto z Kraju Kwitnącej Wiśni i tyczyć się będzie też producenta z niego pochodzącego wydaje się uzasadnione, przynajmniej na tą chwilę, takie a nie inne jego zaklasyfikowanie.
Do popełnienia tego tekstu sprowokowała mnie niedawna premiera nowego aparatu ze stajni Nikona. Aparatu, na który wiele osób bardzo czekało, ponieważ można założyć, że jest on zamknięciem pewnego etapu. Wraz z prezentacją modelu Z8 można przyjąć, że zakończyła się migracja do świata fotografii bezlusterkowej, ponieważ Nikon posiada już model z bagnetem Z praktycznie dla każdego typu odbiorcy. Oczywiście mam na myśli osoby, które jeszcze kupują aparaty z wymienną optyką, bo fotografujący komórką nigdy nie byli targetem firmy.
Wraz z premierą pod koniec 2018 roku pierwszych dwóch aparatów z nowym bagnetem Z Nikon pokazał, że na poważnie potraktował głosy szerokiego grona użytkowników ich aparatów i na całego postanowił wejść w świat aparatów bezlusterkowych. Wprawdzie kilka lat wcześniej rozpoczął z nimi przygodę wraz z prezentacją Nikona 1, ale cały plan nie wypalił. Przyczyn było zapewne wiele, ale najważniejszą był bardzo niefortunny wybór wielkości matrycy i fakt, że w wielu przypadkach była po prostu zamała. Zetki miały to zmienić. I, wygląda, że zmieniły. Było to całkiem nowe otwarcie. Wzięcie filozofii budowy i obsługi aparatu zbudowanej przez dziesiątki lat rozwoju przez firmę lustrzanek, najpierw analogowych, potem cyfrowych i zmiana elementu, który był, szczególnie przez ostatnie lata, technologiczną kulą u nogi – bagnetu. Nowy oznaczał nowe możliwości. Więcej miejsca, krótsza odległość rejestrowa to elementy, która firma skrupulatnie wykorzystała i w, niecałe, pięć lat od premiery dostarczyła 33 nowe modele obiektywów, wśród których znaleźć można kilka wybitnych. Przy okazji wyraźnie widać, że Nikon nastawia się na produkcję rozwiązań pełnoklatkowych, bo niewątpliwie mimo, że w ofercie pojawiły się całkiem interesujące propozycje z mniejszą matrycą, to zdecydowanie ustępują one, również technologicznie, większym braciom.
Jak będzie wyglądać przyszłość na kurczącym się rynku trudno wyrokować. Konkurencja nie śpi, ale, przynajmniej na ten moment, Nikon ma grono stałych odbiorców, w tym piszącego te słowa. Przez lata miałem przyjemność używać wielu różnych aparatów pochodzących ze stajni różnych producentów. Niektóre zagościły w moim plecaku na dłużej, inne na krócej. Jest też kilka takich, które zostały na stałe, ale od momentu kiedy stałem się posiadaczem pierwszego aparatu Nikona nie było momentu, żebym żadnego nie posiadał, a najczęściej było ich jednocześnie kilka.
Wróćmy jednak do samej pocztówki. Zdjęcie ilustrujące dzisiejszy wpis zostało przeze mnie popełnione w Kioto i przedstawia tablicę reklamową z logo Nikona używanym w okresie od 1965 do 1979 roku, czyli skromnie licząc mającą czterdzieści kilka lat. Takie ślady pochodzące jeszcze z Ery Shōwa odnaleźć można w Japonii w wielu różnych miejscach. Czasem pojedyncze elementy, czasem całe fragmenty miasta jakby zatrzymane w czasie, wyglądające jak w epoce, która, bezpowrotnie skończyła się 7 stycznia 1989 roku.