Zaczynam przymiarki do dwóch projektów, które mi chodzą po głowie. Jeden od dłuższego czasu nie daje mi spokoju, drugi został mi zaproponowany i po bardzo krótkim zastanowieniu się powiedziałem „wchodzę w to”. Oba mają być studyjne i analogowe, rzecz jasna, oraz wymagające długofalowego planowania i działania. Idee nabierają kształtu i już w tym momencie wiem, że ten, którego tematyką zostałem zarażony, w warstwie technicznej będzie zasadniczo mniejszym wyzwaniem, bo średni format mam już względnie opanowany na każdym etapie pracy z nim i wiem czego się spodziewać. Logistycznie, kwestia wygląda inaczej i niestety może być różnie, ale dam radę.
Jednak to o czym chciałem dzisiaj zasadniczo pomarudzić to pierwszy ze wspomnianych pomysłów. Jest on dla mnie jak prawdziwe, fotograficzne Cerro Torre. Dla niezorientowanych to jedna z najtrudniejszych do zdobycia gór Świata. Mimo, że temu szczytowi w Andach do ośmiotysięczników brakuje jakieś pięć kilometrów wysokości to jej stopień trudności jest wyjątkowo duży, a wejścia nie da się zrobić w weekend, ba, często miesiąc nie starcza. Mnie to też czeka. Znaczy nie wspinaczka, a przynajmniej nie w sensie dosłownym. Metaforycznie tak. Moją górą będzie wielki format, wielokrotne ekspozycje i pokłony, obroty, przesunięcia. Zapanowanie nad tym wszystkim będzie nie lada wyzwaniem. W ostateczności wstępną wizualizację zrobię, zabrzmi nieortodoksyjnie, z cyfrówką. Można rzecz, że podobnie jak zrobił Cesare Maestri montując 400 haków w południowo-wschodnią ścianę góry z użyciem kompresora.
—
Powyższe zdjęcie jest w zastępstwie. Ponieważ nie miałem (jeszcze) okazji fotografować Cerro Torre postanowiłem wstawić tę kolorową czerń i biel. Bronica SQ-B i Kodak New Portra 400.