– Innsmouth? No cóż, dziwne to miasto, położone przy ujściu rzeki Manuxet. Niegdyś było to całkiem duże miasto, a przed wojną, przed 1812 rokiem, miasto portowe, ale w ciągu stu lat rozpadło się. Nie jeździ tam teraz kolej… Główna linia nigdy tamtędy nie prowadziła, a boczna, z Rowley, została skasowana przed laty.
— Howard Phillips Lovecraft „Widmo nad Innsmouth”
Plan był inny. Wpis miał się pojawić na Halloween. Nie wyrobiłem się. Trudno. Miało być też więcej o Ezoterycznym Zakonie Dagona i Obedzie Marshu, ale zdjęcia nijak nie współgrały z mrocznymi historiami.
Byłem w Innsmouth Newburyport dwukrotnie. Malowniczo położone miasteczko na południowym brzegu ujścia rzeki Merrimack do oceanu. Mimo, że nie znajduje się ono bezpośrednio nad Atlantykiem to niewątpliwie w znacznym stopniu bliskość oceanu przekuwa na swoją korzyść. Gdzie się nie ruszyć infrastruktura dla jachtów i łodzi, magazyny i firmy zajmujące się organizacją rozrywek związanych ze sportami wodnymi. Do tego spore zaplecze turystyczne. Samo miasto jest niewątpliwie warte odwiedzin. Będąc w nim odnosi się wrażenie, że czas płynie wolno. Nikt się nie spieszy. Atmosfera błogiego lenistwa udziela się wszystkim. Co ciekawe, nie jest to znane bywalcom południowych rejonów Europy „olewactwo”, a niespieszne robienie swojego. Do tego ta charakterystyczna ceglana zabudowa, która kojarzyła mi się z miasteczkami północnych Niemiec, a nie typową architekturą wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Być może to też w jakimś stopniu tworzy nietypowy klimat tego miejsca. Będąc w Newburyport można przy okazji nabyć zarówno rękodzieło jak i starocie, o czym postaram się, przynajmniej pokrótce, napisać zdań parę w niezbyt odległej przyszłości.
Należy też wspomnieć, że będąc w tym rejonie warto jest się wybrać na Plum Island i nad sam ocean. Alternatywna opcja, jest taka, że ktoś lubi klimaty rodem z Władysławowa. Wtedy jak znalazł będzie przeprawa na drugi brzeg Merrimack do Salisbury 😉
Na koniec przyszedł czas na Cthulhu. I małe i pokręcone wyjaśnienie. Wydaje się, że miasto Newburyport, które pojawia się w u H. P. Lovecrafta to tak na prawdę jest Haverhill, albo Lawrance, albo Lowell. Zaś prawdziwa miejscowość zwąca się Newburyport zostaje ubrana w szaty przerażającego Innsmouth. Ja żadnych mackowatych stworów, czy ludzi półryb nigdzie nie spotkałem. Może przybyłem o złej porze, lub przy nie odpowiedniej pogodzie. Któż to wie. Co więcej, wygląda, że w odróżnieniu od Salem MA, tu nie wykorzystano mrocznej sławy do celów marketingowych.
Będąc w Newburyport nie wolno odpuścić sobie lokalnego wariantu najsłynniejszej zupy marsylskiej — Bouillabaisse. Jest obłędna. Zapewne możliwe jest nawet posilenie się nią na szczycie latarni morskiej, ale przyznam szczerze, że nie sprawdziłem tej opcji. Zadowoliłem się odwiedzeniem jednej z kilku lokalnych tawern.