Obiecywałem sobie, że w okresie letnim częstotliwość wpisów będzie wyższa tym bardziej, że materiałów nazbierało się dużo, a tu buba. Czasu brak, zajęć masa, niewywołane filmy piętrzą się w lodówce, a jak przyjdzie noc to wena ucieka spłoszona. Wena tak już ma, że byle co ją wystraszyć potrafi i chowa się po kątach zalękniona, a co dopiero taki ból zęba co dwa tygodnie spokoju nie daje, tak mi jak i memu dentyście. Ot, była niezła zagadka! Dużo jednak wskazuje na to, że już rozwiązana. W 35 roku mego życia postanowiła mi urosnąć czwarta ósemka i tak trochę ciasno ma i rozpycha się na boki, a że młoda i krnąbrna to szturcha starszych kolegów.
Cztery dni temu miałem okazję gościć w Filharmonii Lubelskiej, a wraz ze mną moje, i moich znajomych, zdjęcia. To zasługa wiecznie niestrudzonego Artura Łazarza, który potrafi nasz nieformalny kolektyw zagnać do działania. Tym razem wystawa „Sen o Japonii” zagościła w foyer tej świątyni muzyki. Piękną miała oprawę, a i tematycznie idealnie dopasowaną, bo koncert zwał się „W cieniu kwitnącej wiśni”. Wśród prezentowanych utworów znalazł się również niesamowity, i mocno niedoceniany, „Spirit Garden” skomponowany przez Toru Takemitsu. Brzmi świetnie, a jeszcze lepiej na żywo, i moim skromnym zdaniem, idealnie ilustrowałby też historię opowiadaną przez moją część prezentowanych fotografii gdyby dnia pewnego doczekała się wersji filmowej.
16 września powtórka. Miejsce to samo. Inne pozycje w karcie dań serwuje Filharmonia. Też warto się wybrać.